środa, 4 kwietnia 2012

rozmówka polsko-polska

Jestem artystką życia.

Jakieś faktury wypełniałam.
Matka mi to załatwiła. Ale poszłam tam na kacu, te cyferki kompletnie mi się troiły w oczach, bo to były takie słupki, rządki, kolumny, siedziały tam takie szmaty w zaropiałych sweterkach, które sobie zrobiły se na szydełku i się obcinały na mnie.

Jestem pewna, że po godzinach pracy kserowały sobie cyce w kserze i oglądały co wyszło.
Aha, i jeszcze pracowałam latem w takiej budce. Smażyłam kiełbasy, frytki, rozumiesz,
na metrze kwadratowym, ja i sto pięćdziesiąt litrów wrzącego trzyletniego tłuszczu, i ja, kobieta-olej. Ale zawsze coś jebnęłam, jakieś dziesięć złotych i wieczorem miałam dziesięć złotych, DZIESIĘĆ ZŁOTYCH, i szłam do knajpy taka dumna na browara, i siedziałam z tym ryjem czerwonym jak szynka konserwowa HAM,
kobieta-kiełbasa, i olej kapał mi z włosów na stół, a moja matka mówiła: nareszcie, nareszcie, nareszcie coś, nareszcie.


piosenka o Andrzeju

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz